Seria Super Smash Bros, zresztą jak właściwie większość gier Nintendo (pomijając Mario i Pokemon), nie jest za specjalnie popularna w Polsce. W Stanach i Japonii jest zgoła inaczej. SSB to mocna marka. Niemniej osobiście mam mnóstwo pozytywnych wspomnień z czasów Game Cube i Super Smash Bros Meele, wtedy to ze znajomymi tłukliśmy się ostro. 🙂
Tak, Super Smash Bros to bijatyka, w której walczymy bohaterami z gier Nintendo (ale nie tylko bo są też mi. Solid Snake i Mega Man). Czyli walki Mario VS Pikachu VS Link VS Kirby są na porządku dziennym. Aha i nie mamy tutaj standardowego pasku życia tylko procenty i oznaczają one z jaką łatwością jesteśmy podatni na „wyrzucenie”. Bo przegrywa ten kto spadnie/zostanie zrzucony z planszy.
Teraz po wielu latach znowu mam konsole Nintendo i wychodzi nowa odsłona SSB. Ultimate to jest nijako ukłon w stronę fanów marki. Od początku do dyspozycji mamy wszystkie postaci z każdej poprzedniej części plus klika dodatkowych. Łącznie jest ich 74! Plansz za to jest ponad STO (dokładnie 104)! Zapowiedziane zostało również DLC z gdzie będą dodawane kolejne postacie. Cały ten kontent jest dostępny od samego początku gdy i niczego nie trzeba odblokowywać.
Dodatkowy sentymentalny powrót do przeszłości to dla mnie edycja specjalna sprzedawana wraz z padem od Nintendo Game Cube i przejściówką dzięki, której możemy go podłączyć do Switcha. Pamiętam, że był to najwygodniejszy pad od Big N. I dla mnie chyba był najwygodniejszy ze wszystkich konsol na jakich grałem. No może Xbox ma minimalnie wygodniejszy. Chętnie po latach sprawdzę czy faktycznie dobrze to zapamiętałem.

Super Smash Bros Ultimate z pewnością będzie moją następną grą i to w koniecznie w wersji limitowanej. Tylko teraz kombinuje jak ukryć taki wydatek w „kontrolingu” domowym. 🙂